NA JEDNO WYCHODZI

Nie mogę uw.ażać Dostojewskiego ani za człowieka dobrego, ani szczęśliwego (co w istocie na jedno wychodzi). Był zły, zawistny, rozpustny i przez całe życie przeżywał takie wstrząsy, które czyniły go godnym listości i ośmieszałyby, gdyby nie był przy tym tak zły i tak mądry. Sam zaś, podobnie jak Rousseau, uważał się za najlepszego i najszczęśliwszego z ludzi […] Mając takie uspo­sobienie, był przy tym bardzo skłonny do ckliwego sentymentalizmu, 4o wzniosłych i humanitarnych marzeń, które były jego nastawieniem, jego muzą literacką i drogą życia […] Był to człowiek doprawdy nieszczęśliwy i    zły, a Wyobrażał sobie, że jest wybrańcem szczęścia, bohaterem, i jedynie w sobie był szczerze zakochany” [1, s. 214-215]. Aż do tego stopnia była ostra denuncjacja uprzednio przyjaznego — a zawiedzionego brakiem dosta­tecznego, własnego talentu — quasi-epigona!